poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 2

   - Wszyscy obecni, doskonale - skwitowała brunetka po odczytaniu całej listy. - Nie przedłużajmy. Zostały nam dwie minutki. Proszę wszystkich o opuszczenie sali, a za chwilkę widzimy się ponownie z.... - zerknęła na listę - z panną Adams! Do zobaczenia i powodzenia!
    Przecisnęłam się przez tłum i wyszłam jako jedna z pierwszych. Oparłam się o ścianę i zupełnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić przez następne dwie godziny. Rozsunęłam swoją starą, skórzaną torbę i wyjęłam z niej zbożowy batonik. Oprócz mnie, dziewczyny w warkoczu, dwóch innych, które, o ile się nie mylę, były wyczytywane jako pierwsze, oraz wysokiego blondyna, nie było już nikogo. Drzwi się otworzyły.
    - Zapraszam do siebie pannę Jennifer Adams - brunetka jednym gestem wskazała kandydatce wnętrze sali. I wtedy zobaczyłam cerę bladą jak ściana. I wcale nie mam tu na myśli braku opalenizny.
    Przerażona dziewczyna chwiejnym krokiem ruszyła do przodu. Ta szkoła była dla niej całym życiem, wiedziałam to. Zdradzał ją wyraz twarzy, nerwowe gesty, szklane oczy... W tamtej chwili byłam gotowa zrezygnować ze swojej przepustki, byle by tylko uratować to niewiniątko od rozkruszenia się na milion kawałków.
    Zaraz... jakiej przepustki? Przecież się nie dostanę. Wracam do rzeczywistości.
    Dwie godziny, dwie godziny, dwie godziny...
    Postanowiłam zająć czymś myśli i wyszłam ze szkoły, przepychając się pomiędzy rozdrażnionymi ludźmi. Pierwszym miejscem, które przyszło mi do głowy, była mała kawiarnia na  rogu ulicy. Dźwięk wiszących nad drzwiami dzwonków skupił na mnie kilka ciekawskich par oczu. Na chwilę. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu wolnego stolika i zatrzymałam wzrok na dwóch dziewczynach, które także ubiegały się o miejsce w akademii. Jedna z nich miała charakterystyczną, japońską urodę.
    - Cześć - wypaliłam.
    - Cześć, siadaj - odpowiedziała japonka. Posłałam jej nieśmiały uśmiech i usiadłam na jednym z dwóch wolnych krzeseł.
    - Kandydatka? - spytała. Skinęłam głową. Głos dziewczyny był wysoki i może nawet troszkę piskliwy.
    - Jestem Mia, a to jest Tracy - poinformowała japonka i podała mi dłoń.
    - Rosalie Evergold - powiedziałam oficjalnie. - To znaczy, Rose - poprawiłam się.
    - Miło cię poznać. Mam nadzieję, że nie będziemy musiały się żegnać. To znaczy, mam na myśli to, że wszystkie trzy dostaniemy się do Dorothy. Jesteśmy z sekcji tańca nowoczesnego. Nie miałam pojęcia, że będzie aż tak wiele kandydatów. Prawdę mówiąc, myślałam, że przeprowadzono selekcję według wyników egzaminu teoretycznego - japonka podniosła kubek kawy i upiła łyk.
    - Mówiłam ci przecież, że przeprowadzono - wtrąciła się Tracy. - Do egzaminów praktycznych przystąpili wszyscy, którzy uzyskali minimum 30% z testów pisemnych. Czyli właściwie wszyscy, zważywszy na fakt, że pytania w tym roku były wyjątkowo proste.
    - Słyszałam, że w tym roku chcą postawić przede wszystkim na umiejętności, charyzmę, duszę, sposób bycia i takie tam - wtrąciła się dziewczyna, która właśnie przysiadła się do stolika. Na powitanie pocałowała obie dziewczyny w policzek, po czym podała mi dłoń i przedstawiła się jako Megan.
    - Megan to moja wieloletnia przyjaciółka. Ona także stara się o miejsce w sekcji tańca towarzyskiego - wyjaśniła Tracy.
    Megan usiadła na wolnym krześle, odwróciła głowę i głośno zawołała za kelnerem, kładąc przy tym swoją kopertówkę na kolanach. Nie znam się na modzie, lecz dałabym sobie rękę uciąć, że ciuchy Megan pochodzą od któregoś z najbardziej znanych projektantów. Cała Megan była śliczną, chodzącą ikoną mody.
    - Tracy, kochanie. Ja się nie staram o miejsce. Ten cały casting to tylko formalność. Potrzebują najlepszych, to ich dostaną, proste! - wraz z ostatnim słowem, Megan zatrzasnęła puderniczkę i z powrotem wrzuciła ją do kopertówki.
    - Dlatego wezmą nas wszystkie - odezwał się piskliwy głosik. Japonka przybiła jej piątkę.
    - O której macie przesłuchania? - zapytałam, żeby celowo zmienić temat. Siedziałam przy stoliku z trzema pewnymi siebie dziewczynami, podczas gdy sama nie wierzyłam do końca nawet w to, że pojawię się na castingu.
    - A czy to ważne? - spytała Megan.
    Zapadła cisza, którą na szczęście przerwał dość przystojny kelner, przynosząc zamówione latte macchiato.
    - Dziękuję - rzuciła kokieteryjnie Megan.
    - Odnośnie godziny przesłuchania... Muszę już iść, trzymajcie kciuki - japonka rzuciła na stół kilka euro i wyszła. Poczułam się dziwnie. Dziewczyny, z którymi siedziałam przy stoliku były moim zupełnym przeciwieństwem: pewne siebie, bogate i ... obce.
     - Ja też już pójdę. Do zobaczenia po przesłuchaniach - wysiliłam się na uśmiech i poszłam śladem za Mią. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że jednak już się nie zobaczymy.

    - Mia! Zaczekaj! - biegłam i krzyczałam, usiłując dogonić japonkę. Sama nie wiem, dlaczego.
    - Rose! Coś się stało? - spytała.
    - Ja... nie. Właściwie to... - nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. W sumie, to nie wiedziałam nawet co chcę powiedzieć.
    - Tak?
    - Chciałam życzyć ci powodzenia. Musisz się dostać! - powiedziałam. I rzeczywiście miałam taką nadzieję. Mia jako jedyna wzbudziła we mnie sympatię.
    - Dzięki. Ty też. Widzę, że brak ci wiary w siebie. I widzę, że zachowanie Megan nie przypadło Ci zbytnio do gustu. Nie pytaj, skąd wiem. Zauważam takie rzeczy. Z resztą Megan lubi być w centrum uwagi i nikt, ani nic tego nie zmieni. A co do castingu - mam przeczucie, że jesteś genialną pianistką. Na pewno się dostaniesz - to mówiąc nachyliła się nad moim policzkiem i pomachała wesoło na pożegnanie.
    Słowa japonki nie dodały mi otuchy. Zaraz... Skąd Mia wiedziała, że gram na pianinie? Przecież nie mówiłam w kawiarni, do jakiej sekcji chciałabym należeć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz