Stchórzyłam. Odwróciłam się, by zawrócić, wpadając przy tym na jednego z kandydatów. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Prze..przepraszam - wydukałam. Spuściłam wzrok i chciałam jak najszybciej wyminąć nieznajomego.
- Dasz radę - usłyszałam w odpowiedzi. Zupełnie jakby czytał w moich myślach. Złapał mnie za ramiona i delikatnie obrócił o 180 stopni.
- No, dalej! - uśmiechnął się i odszedł. Westchnęłam. 9 godzin jazdy, lata praktyki i wszystko po to, żeby teraz sparaliżował mnie strach. Nie tak to sobie wyobrażałam.
Rozejrzałam się dookoła. Tłumy znikły. Nic dziwnego. W końcu do rozpoczęcia egzaminów pozostały tylko dwie minuty. Z pewnością wszyscy byli już w środku. Wszyscy, tylko nie ja. I niska brunetka, która przez przypadek potrąciła mnie, biegnąc do drzwi.
- Przepraszam - rzuciła w pośpiechu, po czym również znikła. Powoli ruszyłam jej śladem. RAZ KOZIE ŚMIERĆ.
- O rany!- pisnęłam, kiedy znalazłam się w środku. Ogromny hol w kremowych barwach wyglądał jak te z filmów o rezydencjach najbardziej wpływowych ludzi świata. Ale nie to zaskoczyło mnie najbardziej. Ludzie. A właściwie tłumy ludzi. Nie mogłam marzyć ani o dostaniu się do automatu z kawą, na którą strasznie miałam ochotę, ani też o przesunięciu się gdziekolwiek.
- Witam Was bardzo serdecznie, moi drodzy. Cieszę się, że tak licznie przybyliście na egzaminy. To dzięki Wam nasza Akademia tak prężnie się rozwija. Jesteście najliczniejszym rocznikiem, ubiegającym się o miejsce na naszej uczelni. Pamiętajcie jednak, że tylko nieliczni z Was je dostaną. Za chwilę zostanie ogłoszony komunikat udzielający Wam dalszych wskazówek. Dziękuję za uwagę. Powodzenia!
Głos w głośnikach umilkł. Zapanował chaos. Dzikie okrzyki, stęki, płacz... Spojrzałam na tłum. Jedna z dziewczyn obok mnie gorzko płakała, przytulając się innej. Nie słyszałam jej słów. Z prawej strony dwóch chłopaków spierało się o to, który z nich jest lepszy. Kilka całujących się par i sporo rozbawionych dziewczyn, lustrujących każdego chłopaka, który mógłby zostać, jak to zwykle mawia moja przyjaciółka, potencjalnym dawcą miłości.
- Witam ponownie. Z powodu tak wielkiej ilości kandydatów, godziny egzaminów zostały nieco zmienione. Prosimy o uwagę oraz natychmiastowe wykonywanie naszych poleceń, aby przesłuchania mogły pójść sprawnie. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej dowiemy się, kto z Was zostanie przyjęty. Proszę o przedostanie się do odpowiednich sal dopiero po odczytaniu wszystkich przydziałów. Grupa tańca klasycznego, w 4 grupach proszona jest do udania się na trzecie piętro, do sali numer 136. Grupy utworzone są alfabetycznie. Grupa pierwsza: od A do G: godzina 9-10. Grupa druga: od H do M: godzina 10-11... - z niecierpliwością czekałam na komunikat dotyczący moich zajęć. Z niecierpliwością i z wciąż towarzyszącym mi pesymizmem.
- Teraz grupy instrumentalne: zajęcia z gry na fortepianie, parter, sala 007. Wchodzicie w trzech grupach, 34-osobowych. Grupa pierwsza od A do J - godzina 9-12... - nie słuchałam dłużej. To mój przydział. Z racji tego, że na zegarku wybiła 8.40, miałam jeszcze w zapasie 20 minut błądzenia. I być może chwilę na przedostanie się do automatu z kawą. Wątpiłam, czy ktokolwiek będzie zaprzątał sobie nim głowę na chwilę przed jednym z najważniejszym w jego życiu egzaminem. Myliłam się. Wielu z nas zaczynało przesłuchania dopiero w południe, albo i później. Ja byłam w grupie pierwszej. W grupie, która już za chwilę pójdzie pod nóż. Skręciłam w lewo. Właśnie znajdowałam się na parterze, a tylko pod jedną z sal zgromadził się tłum. 007. Miejsce, gdzie za moment rozpocznie się moja walka przetrwanie. Oparłam się o ścianę. Jeszcze 10 minut...
- Zapraszam całą grupę do środka - zawołała młoda brunetka. W środku było zupełnie pusto, pomijając mały stolik z trzyosobową grupą egzaminatorów. I oczywiście pianina. Na samym środku sali.
Zwróciłam uwagę na buty ów brunetki. Wysokie, czerwone szpilki. Z pewnością kilkunastu centymetrowe. Twarz kobiety była pogodna, a jej wzrok podążał za kolejnymi wchodzącymi kandydatami. Nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi, ale ja i tak od razu wyobraziłam sobie, że ona patrzy właśnie na mnie i wrzeszczy, że nie potrzebnie tracę czas, bo i tak niczego w życiu nie osiągnę. Westchnęłam i stanęłam w dwuszeregu za dziewczyną w warkoczu. Wyglądała na zagubioną i bardzo zestresowaną. Zupełnie jak ja.
- Jeszcze dziesięć minut, mamy zatem trochę czasu na informacje. Za chwilę odczytam listę nazwisk z Waszej grupy oraz godzinę, o której będziecie proszeni na salę. Każdy z Was dysponuje czasem pięciu minut. Jeżeli ktokolwiek z Was spóźni się na wyznaczoną godzinę, zostanie poproszony na salę ponownie tylko raz, zaraz po kandydacie, który zostanie wezwany jako następny. Kolejnej szansy nie będzie i taka osoba zostanie odesłana do domu. Pamiętajcie, punktualność to jedna z najważniejszych zasad obowiązujących w szkole i dostajecie w zapasie tylko pięć minut w przypadku różnego rodzaju zrządzeń losowych. Nie przyjmujemy tłumaczeń. No dobrze. Teraz przeczytam listę z Waszymi nazwiskami, sprawdzając przy okazji listę obecności. Jeśli kogoś nie ma tu na sali, mimo wszystko ma szansę być dopuszczonym do egzaminu pod warunkiem, że stawi się punktualnie, wyczytany jednokrotnie. Jennifer Adams. Godzina 9.00.
- Jestem - odezwał się cichy głosik tuż przede mną. Dziewczyna z warkoczem.
- Powodzenia - szepnęłam jej do ucha.
- Dziękuję - odpowiedziała wystraszona.
- Kate Clark, godzina 9.35
- Jestem! - usłyszałam znajomy głos w rogu sali. Blondynka z papierosem, która minęła mnie przed wejściem.
- Rosalie Evergold, godzina 10.50
Język stanął mi w gardle. To ja. Godzina 10.50 mogła stać się moim błogosławieństwem. Albo raczej przekleństwem.
- Rosalie Evergold - usłyszałam ponownie.
- Jestem - wydukałam.
Linka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz